który nie tylko jest…
Jest w Krakowie pewien Marek.
To ta z niepoślednich marek
pośród braci – kolejarzy,
która uśmiech ma na twarzy.
Gdy mu depczą po odciskach,
piorun czasem w oku błyska.
Ktoś tu wątpi, że gość cacy.
Jest wszak przodownikiem pracy
– spora wiedza, doświadczenie…
By świat zmieniać – miał marzenie.
Teraz lęka się jednego:
by nie chciano zmienić jego.
Gdy relaksu czas poczuje,
popływa, lub poszusuje,
albo tuli swą gitarę.
Razem odśpiewają parę
strof, w tym takie, że w plecaku
ma na troski litr koniaku.
Osobowość różnoraka:
Kobyliński, coś z Kossaka,
gdyby mało było tego
Fałat obok Gierymskiego,
a między nimi się chowa
pokaźna dawka Rublowa.
Są więc w krajobrazie róże
i goście w karykaturze.
Niebo tną ułańskie lance,
przed Marszałkiem na kasztance.
A i nabożne ikony
tworzy, kiedy nawiedzony.
Jest ceniony. Jest lubiany.
Bywa czasem zatroskany,
gdy władzy „się nie opłaci”
dać coś kolejarskiej braci,
by pomysł nie został w głowie.
Pewien Marek jest w Krakowie…
25.08.2010