173 odwiedzających, 1 dzisiaj
Bronowickie wspomnijcie wesele!
Tam we dworze zgodnie się bawili
goście z miasta, chłopi i zjaw wiele.
I o Polsce tak mądrze mówili.
Tam poeta mówił młodej pannie,
że tej Polski, co naszą jest matką
nie potrzeba szukać nieustannie;
ona puka pod gorsetu zakładką.
A dziewczyna słuchała poety
jak swej matki, gdy mówiła baśnie.
Nie pojęła słów jego niestety,
lecz w jej sercu Polska była właśnie.
Pustym traktem kibitki pędziły,
jamszczyk gwizdał i świstały baty.
Gdzieś w krainę śniegów unosiły
niepokorne sługi autokraty.
Aby mogli odkupić swe winy,
w tej ogromnej syberyjskiej bieli
wytną lasy, wykopią głębiny.
Kiedy umrą car się rozweseli.
Krzyczą plecy knutem poorane
i nić życia, gdy pałasz ją draśnie,
i krwi krople z potem wymieszane,
że w zmarzlinie tej Polska jest właśnie.
Żołnierz września pokazał swe męstwo,
gdy dwie armie dom jego burzyły.
Chociaż wierzył, że rychłe zwycięstwo
sojusznicze przyniosą mu siły,
nie doczekał szczęśliwego czasu.
Z życia swego dar ojczyźnie złożył,
kiedy w głębi katyńskiego lasu
kat do głowy karabin przyłożył.
Dziś się zda, że to szczęk karabinu,
gdy gałązka pod stopami trzaśnie.
W swej pamięci miejsce to miej synu.
Tam w mogiłach – to Polska jest właśnie.
Ci co z gruzów unieśli swe życie,
aby bić się za tą, co nie zginie,
przez granice przemykali skrycie
z Jej obrazem w pamięci głębinie.
Pośród fiordów zaciekle walczyli,
przy odwrotach dawali osłonę,
i w Tobruku oblężeni byli,
i bronili nieba nad Albionem.
Dziś im za to pomniki stawiają.
Ich powieści ktoś czasem przyklaśnie,
lecz nie zawsze sami pamiętają,
że w tych miejscach to Polska jest właśnie.
Do ojczyzny wypadła im droga
przez Italię – legionów szlakami.
Nad głowami mieli gniazdo wroga,
a ciał stosy deptali stopami.
I myśleli, że dzień sądu nastał,
gdy w Cassino klasztor zdobywali.
Gdzie padali – nowy krzyż wyrastał;
krwi kroplami maki malowali.
Na rząd krzyży, co biel kości nosi,
słońce czerwień krwi kładzie nim zaśnie.
Biel i czerwień wszystkim ludom głosi,
iż na górze tej Polska jest właśnie.
Z woli losu w odległe krainy,
za gór siedem i za wielką wodę
Dżon z Pułtuska i Stan z Bukowiny
uwozili swoje życie młode.
Tam robili kariery życiowe,
choć też czasem ponosili klęski.
Tam rodziny założyli nowe;
w trudach, w znoju przeżyli wiek męski.
W wielkim tłumie sami dziś zostali.
Gdy powoli życia płomień gaśnie,
wiedzą jednak, że w bezkresnej dali
i w tęsknocie ich Polska jest właśnie.
29.04.1998