Loading

Zły dzień. I Ty je czasem masz.

Ja bardzo byłem spięty,

gdy podszedł gość – w uśmiechu twarz.

Mikołaj jestem. Święty.

Wątpliwe! – krzyczał umysł mój.

– Kit wciska! Gdzie dowody?

Biskupi go nie zdobi strój

i nawet nie ma brody!

Gdzie laska! Wór, co plecy gnie!

Godność zdobiąca lica!

Gdzie anioł, który przed nim mknie,

lub choć zgrabna diablica?

 

Rzekł, odgadując moją myśl:

Dręczą Cię niepokoje?

Aktówka praktyczniejsza dziś.

Zresztą…, czy ważne stroje?

Uciekasz wciąż w dzieciństwa dni.

Kierujesz swe zachwyty

nie na to, co przynoszę Ci,

tylko na rekwizyty.

 

Raźniej zabiło serce me,

bo dar ujrzałem mgliście.

Taka fatyga. Święty… mnie

odwiedza… osobiście!

Już dziękowałem, kiedy rzekł

głęboko zamyślony:

… a ludzie już kolejny wiek

plotą o mnie androny…

… że w renifery zaprzęg mój

w grudniowe mknie zamiecie

i że w kominie brudzę strój,

by złożyć dar w skarpecie…

… że ze mną anioł…, diabeł…, że

nagrody, albo kary…

… że kiedy ludzie tkwią we śnie,

ja robię czary – mary.

A proza życia taka jest:

Ciągle magia świat mami,

choć szczery śmiech, przyjazny gest

hojnymi są darami.

Bywa, gdy ludziom czasu brak,

tonie w rozpaczy bliźni,

a przecież mały serca znak

ranę często zabliźni.

 

Ja Tobie uśmiech daję dziś;

niechaj on gniew ostudzi.

Kiedy spokojna wróci myśl,

nieś go dalej – do ludzi.

 

I życiem nową nadaj treść

pewnym magicznym słowom.

Pamiętaj też, by radość nieść

nie tylko w noc grudniową.

 

Spotkanie – niczym ucznia test,

zakończyła nauka:

brać prezent zawsze miło jest;

dawać siebie – to sztuka.

 

18.08.2006