Parku tego na żadnej mapie nie znajdziecie, bowiem rzecz dzieje się w parku mojej wyobraźni
Zima
Zima park pomalowała.
Białą farbę tylko miała,
więc park cały skryła w bieli.
Drzemią w śniegowej pościeli:
chochoł, który krzewy grzeje,
drzewa, lampy, staw, aleje.
W czapach stoją buki, sosny.
Z wiatrem płynie zgiełk radosny,
śmiech wesoły i pogwarki.
Te piękne zimy podarki
i starszych, i dzieci cieszą;
by się bawić tłumnie spieszą.
Z górki gładko suną sanki.
Przy mnie jakieś trzy bałwanki
lepią wielkiego bałwana.
Puszek, który padał z rana,
skusił słoneczka promienie;
na bieli kładą się cienie.
Gdzieś na drzewie wrona chrypi.
Śnieżek pod butami skrzypi;
pewnie chciałby zostać echem.
Wiewiórka z wielkim pośpiechem
do swej dziupli skarby nosi.
Wróbelek o pokarm prosi!
Nic nie boli. Nic nie złości.
Wokół tyle wesołości.
Całują się zakochani.
Spaceruje z panem pani.
Chciałbym, aby wiecznie trwała
w moim parku zima biała.
15.02.2006
Wiosna
Znów jestem w parku. Miejski ogród wiosny,
dziś wielobarwny, pachnący, radosny
wita mnie szumem, szelestem, szczebiotem.
Strumyk kaskadą opada z łoskotem
prosto do stawu; są w nim złote rybki.
Nagle z szuwarów ruszył szczupak szybki,
na gładkiej tafli tworząc wielkie koła.
Płoszy się kacząt gromada wesoła
i w okamgnieniu szarożółte stadko
grzecznie oddala się za panią matką.
Łąka zieloną założyła szatę;
włosy z traw zdobi różnobarwnym kwiatem,
a przepasawszy się modrym strumieniem
zielone krzewy objęła ramieniem.
Różaneczniki kwiecie przystroiło,
więc zaraz milej w parku się zrobiło.
Aż oniemiałem – patrząc jak się mieni
gama barw, skryta w soczystej zieleni.
W krzaku jaśminu wróbelek się schował,
zaś w moich dłoniach płatek wylądował.
Czemu, gdy zimy już nie ma na świecie,
wiatr śnieżynkami po alejkach miecie?
Dzięcioł, wiewiórka, skowronek, bociany…
… w rozarium chochoł leży zapomniany
(a zimą biedak tulił się do róży).
Szara kukułka długie życie wróży
młodym, co to odkryli miłość swoją.
By jej nie stracić, tak bardzo się boją,
że ręce oraz usta połączyli
i jak posągi trwają w swej idylli.
Wokół też pary wcześnie urodzone
widzę – w zadumie… gdzieś w przeszłość wpatrzone.
Muza, co wówczas mi się ukazała
taką sentencję zaprezentowała:
Kto choć raz jeden był w tym parku w maju,
już nie żałuje straconego raju!
11.05.2006
Lato
I znowu lato w mieście zagościło.
Niezwykle cicho w parku się zrobiło,
przycichły piski, kwilenia, szczebioty,
winniczek nie ma na spacer ochoty…
Jeszcze do lotu jaskółka się zrywa,
lecz już kukułka rzadziej się odzywa,
a stado kaczek na brzeg wyszło z wody;
w gąszczu nad stawem szukają ochłody.
W stawie łabędzi para dumnie pływa,
mały wróbelek w wodzie się obmywa,
i złote rybki, które wciąż ochotę
mają, by w słońcu stać się bardziej złote.
Dzięcioł w pień drzewa dziobem głośno puka.
Ale czy tylko larw na obiad szuka?
Może to brzoza poczuła się chora
i poprosiła o pomoc doktora?
Przywiędły róże, posmutniały bratki,
główki schyliły na rabatach kwiatki,
bo chociaż rankiem nektar z rosy piły
upał słoneczny odbiera im siły.
Między drzewami jakaś postać znika.
Pośród gałęzi wiewiórka przemyka,
zaś pasikonik skoczywszy nad trawy,
szybko poniechał wesołej zabawy.
Żółknącą trawę przysłaniają cienie.
Czyżby dopadło je rozleniwienie?
Ta prawda wszystkim wiadomą jest w końcu,
że cienie lubią poleżeć na słońcu.
Ciszę przerwały kłócące się sroki;
czy jest to sprzeczka o parku uroki?
Być może warto czekać w nim jesieni.
Powietrze drgając barwami się mieni…
10.05.2020
Złota jesień
Nim jeszcze babiego lata nić skręciły prządki,
rozpoczęła Pani Jesień na świecie porządki.
Zjawiła się w moim parku w poobiedniej porze,
mając zamiar właśnie tutaj dać spektakl w kolorze.
Buki, brzozy, klony, dęby, kasztany i wiązy
przystroiła w żółte barwy, w czerwienie, i w brązy.
Gdy skończyła – poprosiła o dzieł swych ocenę
letni wietrzyk, który wleciał na parkową scenę.
Ów poczuł się taką prośbą wielce wyróżniony;
tkliwie pieścił różnobarwne liście z każdej strony.
Słonko, kiedy odsunęło rankiem obłok z głowy,
ujrzało park przystrojony w dywan kolorowy
i skryło się zadziwione. Lecz znów jasno świeci,
bo w parku się pokazała grupka małych dzieci.
Rozbiegły się. Hałasują i widać je wszędzie.
Buk obdarzył je buczyną. Dąb dał im żołędzie.
Jarzębinę o podarek pięknie poprosiły;
niebawem sznury korali alejkę zdobiły.
Kasztanowiec się obudził – słysząc śmiech i krzyki
zrzucił im czerwone kulki, zielone jeżyki…,
aż wędrownik jeż przystanął i myśli zdziwiony:
widziałem już wielu braci, lecz… by jeż zielony…
Gdzieś pod niebo się unosi zewsząd dialog taki:
szuru buru – mówią liście, hi hi – przedszkolaki.
Ciepło. Miło. Aż się budzi do życia ochota.
Niech w mym parku stale mieszka polska jesień złota.
21.11.2006
Jesienna szaruga
W jesiennym parku oglądam drzewa.
Dokoła cisza. Ptak już nie śpiewa,
bo w obcej ziemi inny park sławi.
Wiatr się złamanym konarem bawi
i to skrzypienie dręczy me uszy.
Obok wiewiórka swą kitkę puszy.
W jesiennym parku opadły liście.
Wokół mnie smutno, szaro i mgliście;
w tej mgle dostrzegam przedziwne stwory.
Nadto ktoś liściom ukradł kolory,
lub tylko brązy miał na palecie.
Wiatr mi te brązy pod nogi miecie.
W jesiennym parku usiadły wrony
i zgiełkiem wieszczą na świata strony,
że to, co piękne kiedyś się kończy.
Ten krzyk niepokój w mą duszę sączy,
każąc rozmyślać nad przemijaniem.
Zaraz odfruną z głośnym krakaniem.
W jesiennym parku cóż dziś mnie więzi?
Widok bezlistnych, uschłych gałęzi,
czy melancholii nuta nabrzmiała?
A taka rzewność we mnie dojrzała,
że smętne składać zaczynam rymy.
Czyżbym chciał tutaj doczekać zimy?
21.12.2005