Nadchodzący czerwiec

Loading

Maj był w bieżącym roku mało majowy, a nawet mało wiosenny, co miało wpływ na mój wydłużony zimowy sen.

Już się jednak obudziłem, by przygotować czerwcowe aktualności.

W maju obchodziliśmy Dzień Matki. W czerwcu przypada Dzień Ojca. Połączeniem tych dwu ważnych świąt niech będzie wiersz „RODZINNY DOM”.

 

RODZINNY DOM

 

Rodzinny dom. Dwa zwykłe słowa.

W nich kryją się dziecięce sny,

młodzieńcza rozpalona głowa,

okrutne – pierwszej klęski dni.

 

Rodzinny dom. Ojciec i matka

wśród czterech tego domu ścian,

i młode życie – ta zagadka,

albo przedwieczny Stwórcy plan.

 

Rodzinny dom. Ojca nauka,

jak każdy dzień trzeba nam żyć.

I że to trudna w życiu sztuka

by miało sens nie – mieć, lecz – być.

 

Rodzinny dom. W nim matki serce

drżące, gdy trosk nie szczędził los,

lecz silne, kiedym ja w rozterce

wśród życia plew chciał znaleźć kłos.

 

Rodzinny dom. Dziś we wspomnieniu.

Miłości zasuszony kwiat.

Czasem się kryję w jego cieniu,

gdy złości smak da odczuć świat.

 

Nieraz zeń wezmę – po kryjomu

– otuchy bodaj jeden łut.

Jak nazwać cię rodzinny domu?

Czy jest na ziemi większy cud?

 

09.04.2009

 


Ale i Wrocław ma w czerwcu swoje święto. Stąd też poniżej znajdziecie kilka wierszy poświęconych miastu, z którym jestem związany od pięćdziesięci lat przez związek małżeński, pracę zawodową i wytchnienie emeryta.

Poniżej zaprezentowane wiersze, to dzieje i legendy miasta, ale też pewne przemyślenia z Wrocławiem związane.

 

KĘDY ODRA TOCZY WODY

 

Kędy Odra toczy wody

wznosili Piastowie grody.

Przed nimi zaś owe ziemie

uprawiało Ślężan plemię.

 

Składali swym bogom starym,

na świętej górze ofiary,

kiedy to w tumie zamieszkał

już bóg nowy – księcia Mieszka.

 

Wieże katedry pod chmury

sięgnęły, gdy wznieśli mury

przybyli skądś osadnicy:

duchowieństwo…, rzemieślnicy…

 

Kupcy zakładali składy.

Rajcy toczyli obrady.

Budowli wiele przybyło,

bo miasto się bogaciło.

 

Gród, co leżał w ziemi Lecha,

wzięli potomkowie Czecha

i pan na wiedeńskim dworze.

Po nich pruski przybył orzeł!

 

Kiedy cesarzy nie stało,

najgorsze spełnić się miało

z przepowiadań ludziom danych:

malarz wodzem był obrany.

 

Ten w Nerona się zabawił

i z miasta zgliszcza zostawił.

A tuziemcy zrozpaczeni,

zostali stąd przepędzeni.

 

Gdy już wojna się skończyła,

tułaczy rzesza przybyła

gdzieś z Galicji, z Wileńszczyzny,

by szukać nowej ojczyzny.

 

Inny zwyczaj, inna mowa.

Serce żałość wielką chowa,

a dusza z tęsknoty płacze.

Niełatwe losy tułacze.

 

To tamte ziemie kochali.

I chociaż z zesłań wracali,

choć ich nękały pogromy,

tam ojców zostały domy.

 

Człowiek wilkiem dla człowieka.

Czy taki los ich tu czeka?

Jednak rzecz się dziwna stała:

obcość ludzi pojednała.

 

Uwierzyli w wyrok boski,

bo podobne mieli troski.

Ktoś pomoże. Ktoś zagada.

Czy można żyć bez sąsiada?

 

Nowe tworzą się rodziny:

ślub, wesele, potem chrzciny.

Tak miasto oblicze zmienia

przez kolejne pokolenia.

 

Dawne brata się z nowością,

dojrzałość splata z młodością.

Tam, gdzie Odra toczy wody,

każdy może czuć się młody.

 

12 .09.2014

 

** „Kędy Odra toczy wody” – z wierszem o takim tytule czytelnik mógł już się spotkać, bo jest to kolejna jego wersja. Powstała 10.01.2021 r. „z potrzeby serca” (stwierdziłem nieodpartą potrzebę poprawienia niedoskonałości, które dostrzegłem po siedmiu latach od powstania poprzedniej wersji). Pomimo nieco zmienionej treści jego sens i zawarte w nim myśli pozostały bez zmian.

** … na świętej górze ofiary – świętą górą plemienia Ślężan była Ślęża (718 m n.p.m.), leżąca około 40 km od Wrocławia.

** tum – staropolska nazwa katedry.

** najgorsze spełnić się miało z przepowiadań ludziom danych – mowa o przepowiedni Nostradamusa o Hitlerze.

 

 

SEN

 

Śniłem w stosownej spoczynku godzinie.

W dziwnym śnie moim, jak na filmie w kinie,

wiele obrazów przed oczyma miałem…

Miasta dni chwały i klęski ujrzałem.

Najpierw tym miastem Piastowie władali.

Później królowie czescy panowali,

Austriacy dwa wieki rządzili,

po nich Prusacy do miasta wkroczyli.

I króla Sasów miało za włodarza

i namiestnika Francuzów Cesarza,

a potem Rzeszy stanowiło cząstkę…

Po wielu wiekach znów witało Polskę.

 

Pradawne we śnie oglądałem dzieje,

gdy brzegi Odry porastały knieje.

W drużynie wojów nad tą rzeką byłem

i z Wrocisławem nowy gród wznosiłem.

A obok grodu osada wyrosła;

w niej chaty, kramy, warsztaty rzemiosła.

Chrobry biskupią stolicą ją głosi

i na ostrowiu tum romański wznosi.

Zwycięskie tutaj prowadzili boje

z armią cesarską Bolesława woje.

Gdzie psy najeźdźców rozwłóczyły ciała,

Psim Polem ziemia nazwana została.

Owa osada bardzo szybko rosła.

Gdy się na lewy brzeg Odry przeniosła,

miasto wielkiego nabrało znaczenia:

wzniesiono nowy rynek, umocnienia…

Tu mistrz, co w gniewie zabił czeladnika,

cudny dzwon odlał – zwan Dzwonem Grzesznika.

Wiedli skazańca. Pośród tłumu stałem

i z Magdaleny głos jego słyszałem.

Ujrzałem w Rynku rajców mordowanych

i buntowników przez kata ścinanych.

Na Solnym Targu stosy się paliły,

a czarownice przy młynie pławiły.

 

Wciąż nowe drogi w mieście tym tyczono,

przy których piękne budowle wznoszono.

Czasem go plagi dosięgały nowe:

wojny, pożary, powietrze morowe…

Cesarz, co w Wiedniu miał swoją stolicę,

dał temu miastu mądrości krynicę;

gdzie zamku Piastów czas mury wykrusza,

staje Kolegium Zakonu Jezusa.

Pruską kasatą Kolegium upada.

Uniwersytet tą budowlą włada.

A tym się bardzo we śnie radowałem,

że polską mowę wśród żaków słyszałem.

 

W czas, kiedy głośne armatnie wystrzały

– miast fajerwerków – Nowy Rok witały,

Armia Francuzów do miasta wkroczyła.

Tu Nadwiślańska Legia się rodziła.

Już kolejowe dworce wyrastają.

Niebawem ludzie dziwią się tramwajom.

Wioskę Grabiszyn przemysłową głoszą,

gdy tam szlachetnych stopów hutę wznoszą.

 

Ujrzałem miasta powolne konanie

oraz tłum wielki, co szedł na wygnanie.

Gdy Jeremiasza lament usłyszałem,

wtedy wraz z księdzem Peikertem płakałem.

Za odbudowę wzięto się z ochotą.

Wybudowano Barbarę z Dorotą

oraz dla większej jeszcze miasta chwały

Nowy Dwór, Gądów i Kozanów cały.

 

Pytam się Mistrza, co wokół spogląda

z cokołu w Rynku: Jak Wrocław wygląda?

Co Cię w nim gniewa, a co może wzrusza?

Jakie uczucia żywi Twoja dusza?

 

Jak mocium panie może zmieścić głowa

Stulecia Halę i pamiątki Lwowa.

Gdy już krajobraz ten stał się znajomy,

to jeszcze polskie zbudowali domy.

 

Z uwagą żalów Hrabiego jam słuchał.

Kiedy staruszek już się udobruchał

i gdy mars srogi zniknął z jego twarzy,

popadł w zadumę i wnet się rozmarzył.

 

Kocham to miasto – rzecz jest oczywista.

I Odrę kocham – choć nie jest zbyt czysta.

I ludzi, co tu w srogie czasy trwali

i tych, co z kresów moich przyjechali.

Kocham też młodzież – są miasta nadzieją.

I te dziewczyny, co się do mnie śmieje.

Tych kocham, którzy dla miasta się trudzą.

Nawet gołębie – choć frak mi paskudzą.

Patrzę wokoło i tak mi się zdaje,

iż co dnia miasto piękniejszym się staje.

Chyba powraca moda na pręgierze,

a wokół ciągle remontują wieże.

 

Gdy śnić przestałem za oknem już dniało.

Miasto się z mroków nocy wyłaniało,

więc pomyślałem: Po cóż w domu siedzieć?

Idę znajome zakątki odwiedzić.

 

Byłem już w Rynku, kiedy zegar z wieży,

po raz dwunasty w swe struny uderzył.

Fredro miał taką bardzo dziwną minę…

Czyżby kpił sobie ze mnie odrobinę?

 

26.01.1997

 

** Gdy się na lewy brzeg Odry przeniosła…uważa się, że pierwsza lokacja miasta nastąpiła jeszcze pod rządami Henryka Brodatego; przyjmuje się daty 1214 lub 1226. Po najeździe Tatarów dokonano lokacji miasta na prawie niemieckim (podobno potwierdzonej w marcu 1242 przez Bolesława Łysego), wytyczając nowe ulice i obecny Rynek. 

** cudny dzwon odlał – zwan Dzwonem Grzesznika – około 5,8 tony ważący dzwon, zawieszony w 1386 r. w południowej wieży Katedry św. Marii Magdaleny. Był wysoki na 180 cm, a w obwodzie miał 6,3 metra. Jego wykonania podjął się wrocławski mistrz ludwisarski Michael Wilde. Legenda głosi, że po przygotowaniu formy i potrzebnej ilości roztopionego metalu, pozostawił w warsztacie tylko czeladnika, który przez nieostrożność spowodował, że wypadł czop zamykający tygiel i jego zawartość spłynęła do formy. Czeladnik pobiegł do mistrza błagać o wybaczenie, lecz rozwścieczony Wilde zabił go ciosem noża. Sam dzwon jednak się udał i nie miał żadnych usterek. Za morderstwo Wilde został skazany na śmierć. W ostatnim słowie poprosił, aby przed śmiercią mógł posłuchać bicia dzwonu. Stracono go na szafocie przy biciu jego dzwonu.

** Legia Nadwiślańska – polska jednostka wojskowa powstała 31 marca 1808 r. w wyniku przemianowania tworzonej od wiosny 1807 r. na mocy dekretu Napoleona Legii Polsko – Włoskiej. Była tworzona we Wrocławiu, Brzegu i Nysie (trzy pułki piechoty) oraz Korfantowie (jeden pułk lansjerów) z powracających z Włoch oddziałów polskich, które wzmocniono rekrutami z Wielkopolski.

** Gdy Jeremiasza lament usłyszałem, wtedy wraz z księdzem Peikertem płakałem – Treny Jeremiasza to jedna z ksiąg Starego Testamentu. Według tradycji żydowskiej jej autorem jest prorok Jeremiasz, który nie opisuje w nich historii, lecz na jej tle snuje refleksje. Ich tematem przewodnim jest klęska królestwa judzkiego w okresie najazdu babilońskiego. Tu lament Jeremiasza jest jest przenośnią odnoszącą się do miasta zniszczonego przez głupotę i zaciętość władców. Ogrom zniszczeń i cierpienia mieszkańców opisuje w książce „Kroniki dni oblężenia” ksiądz Paul Peikert (1884 – 1949) niemiecki duchowny katolicki, proboszcz kościoła św. Maurycego we Wrocławiu w latach 1932 – 1946.

** Wybudowano Barbarę z Dorotą… – jedne z pierwszych osiedli wrocławskich z wielkiej płyty. Nowy Dwór, Gądów, Kozanów to później wybudowane kolosy.

** Jak mocium panie może zmieścić głowa Stulecia Halę i pamiątki Lwowa – wrocławskie sprzeczności: Hala Stulecia (niem. Jahrhunderthalle – hala widowiskowo – sportowa wzniesiona w latach 1911 – 1913 według projektu Maxa Berga dla uczczenia stulecia bitwy pod Lipskiem. Ossolineum – ufundowany przez Józefa Maksymiliana Ossolińskiego Instytut Naukowy otwarty w 1827 r. we Lwowie. W latach 1946 – 1947 znaczna część jego zbiorów trafiła do Wrocławia. Panorama Racławicka – wielkie malowidło (15 x 114 m.) stworzone pod kierunkiem Jana Styki i Wojciecha Kossaka, dla upamiętnienia setnej rocznicy bitwy pod Racławicami. We Wrocławiu eksponowany od roku 1980. Pomnik Aleksandra Fredry wykonany na zlecenie Lwowskiego Koła Literacko – Artystycznego przez Leonarda Marconiego w 1879 roku. Od tego czasu stał we Lwowie. Po wojnie pomnik wywieziono do Wilanowa. Uroczystego odsłonięcia pomnika w południowej pierzei wrocławskiego Rynku dokonano 15 lipca 1956 r.

** Chyba powraca moda na pręgierze, a wokół ciągle remontują wieże – 30 grudnia 1985 r. na wrocławskim Rynku odsłonięto wierną rekonstrukcją pręgierza wzniesionego w 1492 r. W tym czasie ciągnął się remont kościoła św. Elżbiety po dwóch wielkich pożarach (20.09.1975 i 09.06.1976), co miało prawo denerwować hrabiego. Kościół udostępniono wiernym dopiero w maju 1997 r.

 

WIELKA POWÓDŹ 1997 ROKU

widziana oczami Wrocławianina

 

Wrocław – ta dawna Śląska Dolnego stolica,

wiekiem stateczna, choć jej duch młody zachwyca.

Z dzisiejszym dniem splatają się tu dawne dzieje:

Tum i nowe osiedla, i Rynku pierzeje…

 

W dni piękne, pełne słońca i w czas niepogody

Odra – niby królowa środkiem toczy wody,

a do tej pani dwórki kierują swe lica:

Oława i Widawa, Ślęża i Bystrzyca.

 

Nadchodził czas Kongresu. Przyszło się sposobić

– stare wnętrza odnawiać i fasady zdobić.

Dumny ten książę godnie chciał powitać gości;

włożył bogate szaty, cenne kosztowności.

 

Dni lipcowe nadeszły i w ten czas niedługi

niebo się rozpłakało rzęsistymi strugi.

Gruchnęła wieść złowroga: Wielkie idą wody!

Kłodzko jest zalewane! Już w Opolu szkody!

 

Woda niszczy dobytek i domy powala!

Niźli w dziewięćset trzecim – większa będzie fala!

Czas mienie zabezpieczać! Czas robić zapasy!

Kolejki w sklepach stoją, jak dawnymi czasy.

 

Atmosfera nerwowa. Ja tu stałem pierwszy!

Chcę pięć chlebów… i wodę! I… jeszcze pampersy!

Ten na strych meble dźwiga, ów – co będzie czeka,

ktoś inny – przerażony za miasto ucieka.

 

Jak w dniu apokalipsy wciąż groza narasta.

Straszna woda z łoskotem wdarła się do miasta,

wyciągając swe macki niczym ośmiornica;

jakiś plac już zalany, zniknęła ulica.

 

W owym dniu, ze straszliwym żywiołem w zawody

szedł, komu sił starczało – czy stary, czy młody.

Jeden w dno kije wbija. Wielkość fali bada,

inny worki napełnia i wały układa.

 

Ten ma auto, więc się zaopatrywaniem trudzi,

tamten wyciągnął ponton i ratuje ludzi.

Lecz między życzliwymi i tacy bywali,

którzy się na nieszczęściu innych dorabiali.

 

Jeszcze gdzieś zza zakrętu samochód wypada,

a za nim pędzi fala… i cisza zapada.

Powódź przepowiadana była już przed laty.

W radiu i w telewizji wciąż komunikaty.

 

W muzeum nie ma worków, w ZOO ludzi trzeba.

Tu brakło wody pitnej, gdzieś zwykłego chleba.

Oczy pełne są strachu. Lęk się w serca wdziera.

Ta wielogłowa hydra już ludzi pożera.

 

Tam zalane mieszkania, tutaj dom się wali.

Mieszkańcy uciekają tylko w tym, w czym stali.

Wokół woda głęboka, w niej smary, benzyna.

W sercach tylko bezsilność – załamań przyczyna.

 

Minęła wielka fala. Cóż po niej zostało?

Rany, co umęczone pokrywają ciało

– szczeliny i pęknięcia, brak prądu i wody.

Wokoło sterty śmieci wyrosły – jak wrzody.

 

Poniszczone klejnoty. A płaszcz poszarpany

Łazarza przypomina żebracze łachmany.

Rzęsistymi zaś łzami zrasza się powieka,

gdy z wyciągniętą ręką na jałmużnę czeka.

 

I choć pomocne dłonie doń się wyciągają,

ciężkie go jeszcze chwile przecież wciąż czekają.

Ileż dni musi minąć? Kiedyż to się stanie,

gdy z podniesionym czołem ten Książę znów stanie?

 

18.08.1997

 

BRAMKA KLUSZCZANA

 

W Zielonym Dębie za murami miasta,

gdzie dziś wrocławian bardzo wielu mieszka,

bo z zieloności rząd bloków wyrasta,

żyli szczęśliwie Konrad i Agnieszka.

 

Jego uprawa roli zajmowała;

przeróżne zioła i dorodne kłóski.

Dom jej był troską. Tam też gotowała

mężowi jego ukochane kluski.

 

Czarna śmierć wzięła Agnieszkę w zaświaty,

a świat jej męża rozpaczą poczerniał.

Konrad z powodu tak bolesnej straty

posmutniał mocno, zamilkł i zmizerniał.

 

Pewnego razu szedł na targ do miasta.

Przysiadł zmęczony nieopodal tumu

i usnął. Ujrzał, że jego niewiasta

łzy roni, stojąc obok świętych tłumu.

 

Smutno doń rzecze: Zmarniałeś Konradzie.

Potem nieśmiało posyła całusek

i już radosna garnek przed nim kładzie

pełniutki śląskich okraszonych klusek.

 

Ale dodaje: Miły mój pamiętaj!

Dzisiaj magiczny kociołek Ci daję.

Każda ostatnia kluska w nim jest święta.

Niech na dnie garnka zawsze pozostaje!

 

Chłop jadł łapczywie, bo przymierał głodem.

Gdy już ostatnia kluska pozostała,

i ją chciał zgarnąć – niby mimochodem,

lecz ta mu ciągle z łyżki uciekała.

 

Za to, że Konrad złamał przyrzeczenie,

magiczny garnek wzięła mu Agnieszka.

A kluska skacząc na bramki zwieńczenie,

tam skamieniała. I do dzisiaj mieszka.

 

08.04.2014

 

** Brama Kluszczana (Kluskowa) – brama na Ostrowie Tumskim, z charakterystyczną kluską na szczycie, łącząca kościół Św. Idziego z Domem Kapituły.

** Zielony Dąb – podwrocławska wieś. Obecnie jest wrocławskie osiedle Dąbie, leżące na Wielkiej Wyspie.

** Czarna śmierć – dżuma.

** … szedł na targ do miasta –  z Zielonego Dębu trzeba było przejść przez Szczytniki, wejść przez zwodzony most na Ostrów Tumski, by przez Wyspę Piaskową dojść do dzisiejszego placu Nowy Targ (około 6 km).

 

 

MYSI STAW

 

Jak opowieść niesie, rzecz ta się zdarzyła,

kiedy klęska głodu miasto nawiedziła.

Zatroskanych mieszczan bardzo liczna grupa,

poszła o chleb prosić swojego biskupa.

Wszak był ich pasterzem, a namiestnik boski

w nieszczęściu pomoże i zrozumie troski.

Liczyli na sporą dozę życzliwości.

Ufali, że biskup chętnie ich ugości.

 

Nietrafioną była wizyty godzina,

bo zamiast współczucia spotkała ich kpina.

Jeść się wam się zachciewa – padły słowa bury

– czy zdechły już w mieście i myszy, i szczury?

Chleba dziś wołacie? A może pierników?

Padlina jest dobra dla takich grzeszników,

więc nią się możecie posilać do syta!

Zaśmiewał się biskup. Szydziła z nich świta.

 

Jeszcze kamaryla z nieszczęśników drwiła,

kiedy woda w stawie mocno się spieniła,

a brzeg zapełniły myszy całe stada;

szczurów się za nimi cisnęła gromada.

Gryzonie na grono prześmiewców natarły

i z całym orszakiem biskupa pożarły.

Baśń, co zostawiła biskupa w niesławie,
wspomnienie o Mysim przynosi nam Stawie.

 

20.09.2020

 

** Mysi Staw – nieistniejący akwen w rejonie dzisiejszego Placu Muzealnego. Przy okazji rozbudowy fortyfikacji bastionowych w XVIII w., włączono go w system wodny zewnętrznej fosy miejskiej. Podczas likwidacji murów miejskich Mysi Staw zasypano (chociaż fosa pozostała). W połowie XIX wieku urządzono tu ogród z niewielkim stawkiem. Ogród, który na cześć rodziny wrocławskich bankierów (ich willę wybudowano w pobliżu) nosił nazwę Ogrodu Eichbornów, zlikwidowano w latach dwudziestych XX w., a na tym miejscu wzniesiono gmach komendy policji państwowej (istnieje do dziś).

 

 

SKAMIENIAŁE TANCERECZKI

 

Wacław, który szewca wzorem

był i się mistrzostwem wsławił,

umarł – powalony morem.

Dziewięć córek pozostawił.

 

Z córkami matka mieszkała.

Te z urody znane były.

Ona ciężko pracowała,

a panienki się bawiły.

 

W takt muzyki, na spacerach

czas im płynął dnia każdego.

Przebierały w kawalerach.

– Da Bóg męża bogatego!

 

Modły w Wielki Piątek trwały,

kiedy rzecz ta się zdarzyła.

Panny iść na tańce chciały,

lecz matka nie pozwoliła.

 

– Dzisiaj trzeba iść do fary!

– Skąd się Wam chęć tańców wzięła?

Kiedy dłużej trwały swary,

matka drzwi na klucz zamknęła.

 

Oknem wyjść postanowiły.

Gdy na gzyms się wydostały,

lekko powiał wietrzyk miły

i… tak wszystkie skamieniały.

 

Talia tak się zachwyciła

pięknymi dziewcząt pląsami,

że wnet do nich dołączyła

wraz z Chronosem i nimfami.

 

05.04.2014

 

** Skamieniałe tancereczkina frontowej ścianie oficyny przy ul. Szewskiej 50/51 znajduje się płaskorzeźba przedstawiająca Chronosa – greckiego boga uważanego za personifikację czasu, Talię – muzę komedii i poezji i w tanecznym korowodzie dwanaście dziewcząt w zwiewnych jońskich chitonach.

 

 

 

WROCŁAWSKIE KRASNALE

 

Tak bajali starzy czasem;

hen za górą, hen za lasem,

gdzieś tam w niezgłębionej dali

zamieszkiwał ród krasnali.

 

Tamże każdy mały ludek

śliczny domek miał, ogródek,

i kubraczek, i czapeczkę,

i talerzyk, i łyżeczkę…

 

Chociaż tacy byli mali,

dla wspólnoty pracowali.

Budzili się bladym świtem,

by się cieszyć dobrobytem.

 

A po pracy – moi mili

– znakomicie się bawili.

Bo ta mądrość ich łączyła:

w zgodzie i w jedności siła.

 

Aż zawołał Waldi: Basta!

Pora ruszać nam do miasta,

by poznawać nowe kraje,

idee i obyczaje.                 

 

Czuli już wędrówki znoje,

kiedy dla nich swe podwoje

otwarł z gościnności sławny

Wrocisława gród pradawny.

 

Gdy już w mieście tym mieszkali

stroje dawne zachowali.

Lecz niektórzy – jak się zdaje

– zmienili swe obyczaje.

 

I niejeden wzorem ludzi,

pracą się niechętnie trudzi.

Szuka w życiu przyjemności,

bawi się…, przyjmuje gości…

 

Czasem do flaszki zagląda,

ku smakołykom spogląda

i dotąd jest łakomczuchem,

aż zlegnie… do góry brzuchem.

 

Etos pracy – jak wieść niesie

– ceni… w własnym interesie.

Przyznam jednak, że wciąż wielu

społecznego patrzy celu.

 

Dziś ich spotkać można wszędzie!

Są w przedszkolu. Są w urzędzie.

Są w fabryce, w mlecznym barze,

na basenie i przy farze.

 

Nie wierzycie – sprawdźcie sami!

Wrocławskimi ulicami

spacerując – duzi, mali

mijają rzesze krasnali.

 

30.08.2013

 

** Waldi – Waldemar Fydrych (pseudonim Major) – polski happener, artysta i pisarz, lider Pomarańczowej Alternatywy, w symbolice której krasnale odgrywały dość istotną rolę.

** Wrocisław – legendarny założyciel Wrocławia (książę czeski Vratislav I)

 

 

 

ZRÓB TO SAM

refleksja nad kompozycją Eugeniusza Geta – Stankiewicza „Zrób to sam”

 

Jest kamienica Jasiem zwana

u wrocławskiego rynku bram,

a na niej rzeźba wyciosana

i krótki napis: Zrób to sam.

 

Cóż nam Artysta w niej przybliża?

Jakież przesłanie dać chce nam?

Młotek i gwoździe obok krzyża

i te trzy słowa: Zrób to sam.

 

Do tego jeszcze jakaś postać;

gotowa jest się przybić dać,

lecz okrutnikiem trzeba zostać,

by w takim dziele udział brać.

 

Ja wiem… do krzyża Ciebie Panie

kaci przybili… kiedyś tam.

A tu mnie niepokoi zdanie

na płaskorzeźbie: Zrób to sam.

 

Artysto – jakąż wizję miałeś?

Wszak jam w tej sprawie jest bez win!

I Ty też w Biblii przeczytałeś,

że oni… ten haniebny czyn!

 

Tu straszna myśl się w głowie miota,

na przekór moim pięknym snom:

Umysł mój przejął rolę młota,

a czyny me gwoździami są!

 

05.02.2006

 

** Zrób to sam – przy północno – zachodnim narożniku wrocławskiego Rynku, u zbiegu ulic Św. Mikołaja i Odrzańskiej stoją dwie średniowieczne kamieniczki połączone ze sobą arkadą. Na tylnej ścianie kamieniczki „Jaś” na wprost kościoła garnizonowego znajduje się kompozycja Eugeniusza Geta – Stankiewicza „Zrób to sam” przedstawiająca oddzielnie krzyż, Chrystusa, młotek i gwoździe, a podpisana „Zrób to sam”.

 


W czerwcu czeka nas jeszcze Noc Świętojańska i początek lata. I o tym będą dwa kolejne wiersze.

 

 

NOC ŚWIĘTOJAŃSKA NAD ODRĄ

 

Świętojańskie wianki z nurtem Odry płyną,

by spełniać marzenia wrocławskim dziewczynom.

Jest w nich chłopiec, który bukiet róż przynosi

i bajkowy książę, co o rękę prosi.

 

Świętojański ogień na brzeg rzuca cienie.

Tam, gdzie mrok rozświetlą ogniska płomienie,

młodzi się zbierają: chłopcy i panienki.

I łączą się w tańcu. I nucą piosenki.

 

Świętojański księżyc wody Odry złoci.

Pragnęliby młodzi znaleźć kwiat paproci.

Lecz cóż jest ważniejsze – skarby w obfitości,

czy odnaleźć w życiu bogactwo miłości?

 

Świętojańską nocą gwiazda z nieba spada.

Odra fal poszumem baśnie opowiada

o nich i o pierwszej zachwycenia chwili,

oraz to jak długo i szczęśliwie żyli.

 

11.06.2011

 

 

LATO (z cyklu: W PARKU)

 

I znowu lato w mieście zagościło.

Niezwykle cicho w parku się zrobiło,

przycichły piski, kwilenia, szczebioty,

winniczek nie ma na spacer ochoty…

 

Jeszcze do lotu jaskółka się zrywa,

lecz już kukułka rzadziej się odzywa,

a stado kaczek na brzeg wyszło z wody;

w gąszczu nad stawem szukają ochłody.

 

W stawie łabędzi para dumnie pływa,

mały wróbelek w wodzie się obmywa,

i złote rybki, które wciąż ochotę

mają, by w słońcu stać się bardziej złote.

 

Dzięcioł w pień drzewa dziobem głośno puka.

Ale czy tylko larw na obiad szuka?

Może to brzoza poczuła się chora

i poprosiła o pomoc doktora?

 

Przywiędły róże, posmutniały bratki,

główki schyliły na rabatach kwiatki,

bo chociaż rankiem nektar z rosy piły

upał słoneczny odbiera im siły.

 

Między drzewami jakaś postać znika.

Pośród gałęzi wiewiórka przemyka,

zaś pasikonik skoczywszy nad trawy,

szybko poniechał wesołej zabawy.

 

Żółknącą trawę przysłaniają cienie.

Czyżby dopadło je rozleniwienie?

Ta prawda wszystkim wiadomą jest w końcu,

że cienie lubią poleżeć na słońcu.

 

Ciszę przerwały kłócące się sroki;

czy jest to sprzeczka o parku uroki?

Być może warto czekać w nim jesieni.

Powietrze drgając barwami się mieni…

 

10.05.2020

 


To już byłoby wszystko. Komu jednak byłoby mało mojej poezji – zawsze może zajrzeć do zakładki WIERSZE, znajdującej się na tej stronie.

Polecane artykuły