Loading

Pomiędzy deszcze listopada

padło zwyczajne: Pani! Panie!

Ty powiedziałaś: Znowu pada…

Ja wykrztusiłem jakieś zdanie

z tych, które nie raz mówią chłopcy.

Urwałem wnet, mocno spłoszony.

Byliśmy sobie przecież obcy.

Nasz wzrok w odległe umknął strony.

 

Krąg lipca złocił się na niebie,

gdy posłyszało grono gości

z naszych ust zwykłe … biorę Ciebie…,

oraz – ślubuję… trwać w miłości.

Biel sukni, kolorowe wstążki

i dłonie połączone stułą.

Zalśniły na nich złote krążki.

Serca melodię grały czułą.

 

Wśród wielu trosk i w dobrobycie.

Między burzami. Po cichutku.

To płynie nasze zwykłe życie

do szczęścia wysp – po morzu smutku.

Kiedy już mija euforia,

bywamy w dziełach jednostajni.

Lecz nasze miejsce zna historia,

bośmy zwyczajnie – niezwyczajni.

 

18.01.2007