223 odwiedzających, 1 dzisiaj
Pachniała nasza wiosna majem.
Przed nami wiele do zrobienia
i życie, co być miało rajem,
w którym spełniają się marzenia.
Mijały nam kolejne lata:
dni pełne słońca, czarne chmury.
Wciąż byliśmy ciekawi świata
i chcieliśmy przenosić góry.
Uśmiech, co odpowiedzią bywał
na czyn ku ludziom kierowany,
choć może wdzięczność obiecywał,
często w złośliwość był ubrany.
Daremne były więc mozoły,
by sięgać wysokiego celu.
Nas nie wyniosą na cokoły.
Przyjaciół mamy też niewielu.
Dzieci już własną poszły drogą,
pełnię nadziei mając w duszach.
Cisza, co niegdyś była błogą,
teraz boleśnie dzwoni w uszach.
Nie może być już tak jak w niebie,
gdy się podąża ku jesieni.
Lecz przecież ciągle mamy siebie,
choć w sercu iskra miast płomieni.
I jeszcze wciąż nas łączy tyle:
ufność, co przed złym słowem broni,
wszystkie spędzone wspólnie chwile,
ciepły, przyjazny uścisk dłoni.
Wierzymy, że los już nie zmieni
kart, które dla nas w ręku trzyma
i da nam dojść w barwach jesieni
tam, gdzie nas czekać będzie zima.
02.07.2002