Loading

Skąd się zjawiłem? Nie wiem. Z zaświatów, czy niebytu?

Płynę po morzu smutku. Mijam wyspy zachwytu,

zdobne pociechy krzewem. Kwiat radości je stroi.

Duch mój ku nim ulata, lecz tykać ich się boi.

 

Własne miewałem sądy, słuchałem innych zdania,

nie znając odpowiedzi na życiowe pytania.

Nim prawdę o mym bycie empirycznie odkryłem,

ktoś mi zadał cierpienie. I ja kogoś skrzywdziłem.

 

Dużo brałem od ludzi, lecz i z siebie coś dałem.

Kiedym stawał przed tłumem, w pośpiechu się cofałem.

Nieraz świat chciałem zmieniać i bywałem wyśmiany.

Wielu w życiu kochałem. I sam byłem kochany.

 

Gdy za życiowe role wystawią mi rachunek,

może ktoś łzę uroni, ktoś okaże frasunek,

że wracam w tamto miejsce, gdzie wszystko się zaczęło.

Co tu po mnie zostanie? Niedokończone dzieło?

 

31.10.2007