Loading

Bydlęca chata w Betlejemie.

Mrok – ze snu – jasność wielka budzi.

I w taką noc schodzisz na ziemię,

by wrócił Pokój między ludzi.

Anielskie chóry chwałę głoszą.

Pasterze padli na kolana.

Trzej mędrcy dary Ci przynoszą,

wielbiąc Człowieka, Boga, Pana.

Ale zwykłego brakło domu,

choć Twa Osoba była święta.

Król Herod chwycił się pogromu,

bo chciał się pozbyć konkurenta.

W kraje dalekie uciekałeś,

chcąc młode życie uratować.

W hańbie Golgoty umierałeś,

by ogrom win ludziom darować.

Nurtuje jednak mnie pytanie:

Gdybyś miał dzisiaj przyjść na ziemię

tu w moim kraju – mały Panie,

jak przyjmie Cię lechowe plemię?

Są żłobka Twego czcicielami;

czasem łzę ronią przy kolędzie.

W modlitwie trwają godzinami

i o miłości mówią wszędzie.

Lecz zamykają drzwi swych domów,

by ich mijały troski świata.

Być chcieliby władcami gromów,

kiedy źdźbło dojrzą w oku brata.

Niby anioły – głoszą chwałę

tego, co może dać intratę.

Niezbyt uczucia ich są trwałe;

każdy się łatwo staje katem.

Pasterz, o strzyżę zatroskany,

często opieki nie da trzodzie,

a mędrzec, w sobie zadufany,

serce w rozumu trzyma chłodzie.

Przed konkurencją drżąc, herody

wierzą, iż wesprze ich nauka.

Starzec jest pewnym: błądzi młody!

Ten zaś u starca wady szuka.

Gdy w moim domu – mały Panie

– w noc wigilijną będziesz gościł,

znów mi przyniesiesz przykazanie;

to najważniejsze – o miłości.

Czy miłość tę, gdy zorze wstaną,

dusza ma będzie nieść gotowa?

Czy z wielu życzeń pozostaną

jedynie słowa…, słowa…, słowa…

20.12.2008